wtorek, 28 stycznia 2014

Prolog

Londyn, 1858r.

Stał tam i czekał. Wielokrotnie zwracano mu uwagę że zaprzedał duszę diału - może to i prawda? Tyle że nie mniało to miejsca bytu na liście jego zmartwień. W dziwnie zirytowanym geście zaczą kopać pobliskie kamienie. Co się mogło stać? Wiedziałby jeżeli by zrezygnowała, czół by to w kościach.  Przez najbiższe czterdzieściszejść minut chodził w tą i z powrotem rozmyślając. Gdy spostrzegł niewyraźny punkcik na choryząncie przesłonięty wyjątkowo gęstą mgłą, ledwo opanował się by nie podskoczyć z radości. W zamian poczuł jak jego maski wślizgują się na swoje miejsce, przyjmując lubieżny wyraz twarzy. Nareście. Tyle długich lat, nie czekaj, wieków. Tyle czasu by dotrzeć w to miejsce by na nią spojżeć by przejechać dłonią po wąskim, machoniowym materiale wieńczonym złotymmi piórami, by być tu teraaz. Tyle tajemnic.. poświęceń... A jednak było warto.. Skiną głową posłańczyni na znak by odeszła. Ta ni kroku sie nie ruszyła, dopiero gdy unusł lewą brew i przywdział ironiczny wyraz, wycofała się w mrok, a on został sam na sam z nią... Zapłata, kontrowrsyjna  część umowy... Na pergaminie który jej podawał wyraźnie było napisane że musi być punktoalna. Miała szczęście ggdyby,... Nie, pwiedział sobie stanowczo, nie idź tam, nie zgłębiaj się w tej części umysłu.. Jak kazdy się czegoś bał ale nie byłly to przeciętne rzeczy. Wiedział że gdyby krtoś spenetrował najczarniejsze zakamarki jego umysłu nie pczół by się za dorze. Musiał teraz tylko ja mu zanieść a on już będzie wiedział co z nią zrobić. Tak jego zadanie zostało wykonane.

Popularne posty